Zachwycające Landmannalaugar
Czwartego dnia oddaliliśmy się od bezkresnych wód oceanu i wyruszyliśmy bliżej środka krainy lodu i ognia. Zostawiając za sobą piękne w swej surowości południowe wybrzeże, tym razem kierowaliśmy się w stronę zastygniętych pól lawy i widniejących gdzieś w oddali śnieżnych połaci wiecznego zimna. Pokonując samochodem terenowym okoliczne wzniesienia i przeprawiając się przez górskie lodowcowe strumienie, trafiliśmy ostatecznie do kolejnej, wydawałoby się nierealnej bajki.
Na ten jeden dzień zawiesiliśmy nasze autostopowe podboje i skorzystaliśmy z faktu, że znajomi znajomych postanowili wybrać się do miejsca naprawdę niezwykłego, a mianowicie w rejony tęczowych gór regionu Landmannalaugar – istnego raju dla wszelkiej mazi geologów, geografów i innych geopozytywnie zakręconych ludzi.
Już sama próba dotarcia w tamte okolice powinna być prawdziwą gratką dla miłośników jazdy terenowej. Wyjątkowe ukształtowanie terenu i wcale nie takie małe górskie potoki potrafią dostarczyć nie lada emocji. Szczerze powiedziawszy, sama ta przeprawa stanowi niezapomniane przeżycie, dla którego zdecydowanie warto jest zapuścić się w tamte rejony! Oczywiście bez odpowiedniego samochodu z jeszcze bardziej odpowiednim ubezpieczeniem nie mamy tam czego szukać. Z perspektywy czasu mogę jednak zaryzykować stwierdzenie, że możliwym byłoby dotarcie tam autostopem. Niemniej jednak niemal każdy mijany przez nas samochód załadowany był praktycznie. aż po sam dach. Jeżeli planujecie więc autostopową eskapadę w tamte rewiry, myślę że trzeba zawczasu uwzględnić pewne kwestie organizacyjne.
Mogłoby się wydawać, że swoistym strażnikiem stojącym u wrót do tego królestwa kolorów, jest najwyższy czynny wulkan na wyspie – Hekla. Położony lekko na uboczu, wzbudził nasz podziw jako pierwszy. Zachwycające widoki na trasie stanowiły jednak jedynie przedsmak do tego, co dane nam było zobaczyć u celu. Już na tym wczesnym etapie podróży, bardzo dobrze widoczne jest bowiem niezwykle szerokie spektrum barw otaczającego nas świata. Po drodze mijaliśmy coraz to bardziej niesamowite formacje geologiczne, a nasza ekscytacja wzrastała z każdą kolejną chwilą i z każdym następnym kilometrem.
Gdy dojechaliśmy na miejsce, zauważyliśmy potargane wiatrem pole namiotowe oraz kilka drewnianych budek pełniących, jak się domyślam, funkcję gastronomiczną. Nie wszyscy kłębiący się tu ludzie okazali się być miłośnikami trekkingu. Część z nich przyjechała tu tylko by zażyć kąpieli w okolicznych gorących źródłach, rozkoszując się przy tym wspaniałą panoramą tęczowych gór. Z racji tego że mieliśmy niewiele czasu, postanowiliśmy ruszyć od razu na podbój okolicznych wzniesień. Los rzucił nas na niezwykle malowniczy szlak prowadzący na szczyt Bláhnúkur (943 m n.p.m.). Kierując się wzdłuż pól zastygniętej lawy trafiliśmy na mały strumień, po którego przekroczeniu, zaczęliśmy mozolną wspinaczkę dosyć stromym zboczem góry. Początkowo otaczające nas skały wydawały się być koloru zielonego. Nim jednak dotarliśmy na pierwszy z wierzchołków, barwy dookoła nas były już zupełnie inne. Następnie rozpoczęliśmy dość długi i zapierający dech w piersi spacer granią. Podłoże jest tu dosyć niestabilne i co jakiś czas kamienie osuwały się pod naszym ciężarem. Ze szczytu góry, która jak na ironię jest chyba najmniej urodziwa spośród wszystkich swoich sąsiadek, rozpościera się niezapomniany widok na region Landmannalaugar. Gdzieniegdzie zauważyć możne niewielkie połacie śniegu bądź lodu, które w objęciach opadających nisko kłębiących się chmur, zdają się skrywać jakąś nadzwyczajność. Po drugiej stronie rozpościera się olbrzymie pole zastygniętej w czasie lawy, która bardzo dawno temu spłynęła z wierzchołka pobliskiego, bajecznie kolorowego wulkanu o skomplikowanej nazwie Brennisteinsalda (885 m n.p.m.). Na jego szczyt również biegnie jeden z okolicznych szlaków, tak więc oba te trekkingi można śmiało ze sobą połączyć.
Posted on 9 lipca, 2015, in Na tropie elfów. Bookmark the permalink. 8 Komentarzy.
Widoki jak z filmu. Islandia coraz bardziej ciągnie 😉
Islandia już od dawna jest na mojej liście wyjazdów do zrealizowania. Z każdym obejrzanym zdjęciem, czy filmem z tego kraju moje napalenie na wyjazd wzrasta. Ale nie ma się co dziwić, skoro tam tak pięknie. 🙂
Landmannalaugar to moje największe islandzkie marzenie. Trzeba będzie wrócić i zobaczyć.
Piekne zdjecia, widoki!!
Widoki są mega!
Kosmiczne absolutnie! Przestrzeń i kolory, ale chyba zimno tam było? A przeprawy crossingowe to dopiero jest przygoda! Podoba mi się też opis „O mnie” wraz z ilustracją 😉
Czy ja wiem czy tak zimno…W każdym razie dobrze jest mieć kurtkę 😉
Wow, zdjęcia jakbym oglądała połączenie końca świata z Irlandią i Islandią. Niesamowite! 🙂